1

Prof. Maria Kamargianni: Londyński system transportu publicznego jest wzorem do naśladowania

Planowanie zrównoważonego transportu w miastach było tematem wykładów, które jesienią tego roku poprowadziła prof. Maria Kamargianni z University College of London. Zajęcia zorganizowała Akademia WSB, przy dofinansowaniu ze środków Metropolii. W rozmowie z nami, prof. Kamargianni tłumaczy, jak organizować transport zbiorowy, aby odpowiadał potrzebom różnych grup społecznych. 

Proszę nam powiedzieć, jak wygląda Pani codzienna podróż po Londynie. Jakie pojazdy wybiera Pani najczęściej?

Prof. Maria Kamargianni: – Chodzenie jest  dla mnie opcją numer jeden, jeśli pozwala na to odległość. Zwłaszcza w centralnym Londynie otoczenie jest miłe i bezpieczne, a chodzenie jest przyjemne. Gdy w grę wchodzi dłuższy dystans, preferuję autobus i ridehailing [usługi do zamawiania transportu samochodowego – przyp. red.]. Kiedy dziesięć lat temu przeprowadziłam się do Londynu, najczęściej korzystałam z metra. Jednak gdy zaszłam w ciążę, znacznie zmniejszyłam częstotliwość korzystania metra ze względu na niską jakość powietrza na stacjach.

Łączenie różnych środków transportu wielu ludziom kojarzy się z wielkomiejskim stylem życia – czymś, co jest modne, ale nie ma kluczowego znaczenia w życiu codziennym, zwłaszcza gdy mieszka się w małym lub średnim mieście. Czy nie mają racji?

– Trudno jest odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ wpływa na to kilka parametrów. Ogólnie widzimy, że posiadanie lub korzystanie ze zrównoważonych środków transportu jest uważane za trend lub styl życia w niektórych grupach. Niektórzy obywatele posiadają lub korzystają z samochodów elektrycznych albo rowerów i hulajnóg elektrycznych, ponieważ rzeczywiście wierzą, że mogą ograniczyć swój wpływ na środowisko; inni posiadają lub wykorzystują takie pojazdy, by się wyróżnić lub pokazać, że korzystają z najnowszych osiągnięć technologicznych.

Wielokrotnie podkreśla Pani w swoich przemówieniach, że transport powinien być rozwijany tak, by zaspokajać potrzeby wszystkich ludzi. Czy to w ogóle możliwe?

– Trudno jest zaspokoić potrzeby transportowe wszystkich. Powinniśmy jednak dążyć do projektowania systemów i usług transportowych, które mogą zaspokoić potrzeby jak największej liczby osób, aby ograniczyć korzystanie z prywatnych samochodów i zachęcić ludzi do wybierania bardziej zrównoważonych form podróżowania. Ważne jest również, aby w naszym planowaniu uwzględnić jak najwięcej różnych grup ludności, na przykład osoby starsze, rodziny z dziećmi, osoby z niepełnosprawnościami itd.

Z zewnątrz Londyn może być postrzegany jako wzór do naśladowania w zakresie organizacji transportu publicznego. Czy naprawdę jest tak dobrze, czy nadal nie jest idealnie?

– System transportu publicznego w Londynie jest rzeczywiście bardzo dobrze zorganizowany i zaawansowany. Oczywiście występują pewne problemy z opóźnieniami i zasięgiem – głównie w zewnętrznych strefach Londynu. Zasadniczo jednak jest to dobrze funkcjonujący system transportu publicznego zarówno dla obywateli, jak i dla turystów odwiedzających miasto. Londyński system transportu publicznego jest też wzorem do naśladowania dla wielu miast na całym świecie.

Z kolei w Metropolii mamy dobrze rozwiniętą sieć dróg i autostrad, które wciąż mocno się korkują. Mimo to, samochód często pozwala dojechać do celu szybciej niż autobus albo pociąg. Jak w takiej sytuacji przekonać mieszkańców do zmiany przyzwyczajeń w zakresie mobilności?

– To skomplikowany temat. Autobusy i pociągi powinny być fizycznie powiązane z innymi opcjami transportu, które mogłyby obejmować pierwszy i ostatni etap podróży (na przykład rowerami lub hulajnogami). W ostatnim czasie huby mobilności stały się dość popularne. Ponadto autobusy i pociągi powinny być połączone cyfrowo i zintegrowane z innymi rodzajami transportu, na przykład w zakresie informacji dotyczących planowania podróży multimodalnych, biletów i rezerwacji. Jeżeli osiągniemy dobrą fizyczną i cyfrową integrację środków transportu, łatwiej będzie konkurować z wygodą samochodu. Chodzi również o to, w jaki sposób wykorzystujemy czas podczas podróży. Osobiście wolę podróżować transportem publicznym, nawet jeśli zajmuje to trochę więcej czasu, ponieważ mogę wówczas pracować lub oglądać filmy albo wykonywać rozmowy telefoniczne podczas podróży. Kiedy jadę samochodem, nawet jeśli szybciej docieram na miejsce, muszę skupić się tylko na drodze.

Metropolia ma też dość specyficzną strukturę, bo składa się nie tylko z miast, ale także małych miasteczek i wsi. Co jest największym wyzwaniem, aby na tak zróżnicowanym obszarze wprowadzić ideę zrównoważonej mobilności w praktyce?

– Znalezienie zrównoważonych i opłacalnych ekonomicznie modeli biznesowych oferujących usługi w zakresie mobilności, które mogą konkurować z samochodami prywatnymi. Istnieje kilka alternatywnych sposobów transportu, które są ekonomicznie opłacalne w centrach miast, gdzie gęstość zaludnienia jest wyższa. Natomiast nadal nie jest opłacalne z ekonomicznego punktu widzenia, by usługi te były wykorzystywane do łączenia obszarów miejskich i wiejskich. W takich przypadkach obiecujące wydają się usługi takie jak transport reagujący na zapotrzebowanie i carpooling, czyli współdzielenie samochodów.

Czy widzi Pani na horyzoncie jakieś przełomowe technologie, które mogą wkrótce poprawić mobilność miejską? My na przykład skupiamy się na rozwiązaniach transportowych związanych z wykorzystaniem dronów.

– Najbardziej przełomowym aspektem będzie dla mnie wykorzystywanie najnowszych usług w zakresie mobilności i zmiana sposobu podróżowania obywateli. To będzie prawdziwy przełom. Drony są obiecujące w odniesieniu do konkretnych usług, na przykład do celów medycznych i w sytuacjach awaryjnych. Jednak szersze stosowanie dronów w sektorze transportu towarowego przyniesie kilka efektów zewnętrznych, jak np. zanieczyszczenie hałasem.

Maria Kamargianni

Prof. Maria Kamargianni zaliczana jest do najlepszych ekspertów w dziedzinie transportu. W swojej pracy badawczej zajmuje się obszarami zachowań podróżnych, nowymi usługami i technologiami mobilności, modelowaniem transportu, analizą systemów transportowych czy badaniami rynku.

Tematyka poruszana przez prof. Kamargianni jest spójna z działaniami Metropolii, gdzie zrównoważony transport rozumiany jest nie tylko jako podróże z punktu „A” do punktu „B”, ale cały zestaw codziennych decyzji związanych z poruszaniem się po mieście. To zarówno przemieszczanie się przy użyciu różnorodnych środków komunikacji, jak transport zbiorowy, rower czy podróże piesze, ale też sposób w jaki pracujemy, spędzamy czas wolny i realizujemy podstawowe potrzeby społeczne.

Efektem skutecznego wdrażania idei zrównoważonej mobilności jest m.in. zmniejszenie ruchu samochodowego, ograniczenie emisji zanieczyszczeń, udostępnienie większej przestrzeni dla pieszych, a w konsekwencji – poprawa jakości życia w miastach. Metropolia realizuje te działania poprzez projekty inwestycyjne, jak budowa Kolei Metropolitalnej, wypożyczalni rowerów miejskich i velostrad, ale też inicjatywy pokroju Metropolitalnej Szkoły Prototypowania.

Wykłady z prof. Marią Kamargianni, które przeprowadzono w październiku na Akademii WSB, zostały dofinansowane z Metropolitalnego Funduszu Wspierania Nauki. To program skierowany do uczelni wyższych z obszaru GZM, którego celem jest podnoszenie oferty naukowej i edukacyjnej. W ramach tego działania od 2019 r. w Metropolii odbywają się zajęcia z przedstawicielami takich uniwersytetów jak Stanford, Cambridge, Harvard czy Oxford.

W 2022 r. program został poszerzony o kolejne obszary wsparcia finansowego, kierowanego zarówno do uczelni, jak i studentów oraz doktorantów.

Rozmawiał: Michał Nowak

Rozmowa ukazała się w grudniowym, 14. numerze magazynu „W Metropolii” 




Metropolia to ludzie. Przemysław Żarski: „Daję moim bohaterom wolną rękę…”

Przemysław Żarski na co dzień jest urzędnikiem, a po godzinach, w wolnym czasie pisze książki. Zadebiutował powieścią „Umwelt”, pozycję świetnego twórcy kryminałów ugruntował historiami przedstawionymi w „Śladzie”, „Bliźnie” i „Cierniu”. To właśnie trylogią o komisarzu Krefcie – który kryminalne zagadki rozwiązuje w Zagłębiu i miastach Górnego Śląska – zapisał się w masowej świadomości czytelników.

Każdy autor kryminałów wplata do fabuły kwestie, które go interesują; dla jednych jest to fizyczność zbrodni, dla innych wątki społeczne, w przypadku Przemka Żarskiego jest to psychologia wyborów i ich konsekwencje, gra na emocjach − kolokwialnie mówiąc, zmory, z którymi zmagają się jego bohaterowie. Świetnym tego przykładem jest historia zapisana na kartach kolejnej powieści pt. „Gabinet Luster”.

— Staram się być szczery wobec moich bohaterów, ale także osób, które sięgają po moje książki – przyznaje Przemysław Żarski, który swoją przygodę z literaturą rozpoczął od napisania książki na próbę, potem trafiła ona na półki w księgarniach i to przekonało go, że warto pisać dalej i tworzyć kryminalne historie.

— Nie inspiruję się realnymi wydarzeniami, sprawami kryminalnymi, chcę, żeby pisanie było formą kreatywnej rozrywki. Tworzenie fabuły, odkopywanie jej kawałek po kawałku i składanie fabularnych puzzli jest dla mnie największą frajdą, więc nie chciałbym odbierać sobie tej przyjemności – tłumaczy autor.

— Dbam o realia, konsultuję wiele kwestii z fachowcami, na przykład z policjantami, a czasem potrzebuję opinii osób, które zajmują się czymś z pozoru prozaicznym, by nie popełnić prostego błędu – dodaje Przemysław Żarski.

Na razie bohaterów jego książek poznajemy tylko na papierze, ale być może kiedyś zobaczymy ich na szklanym ekranie. Tworzenie filmów czy seriali inspirowanych książkami jest ostatnio bardzo popularne.

— Z przyjemnością włączyłbym się w taki projekt. To musi być wyjątkowe uczucie zobaczyć jak stworzeni przez nas bohaterowie ożywają na szklanym ekranie. Nie nastawiam się, nie robię w głowie castingu na aktorów, którzy mogą wcielić się w role bohaterów, staram się twardo stąpać po ziemi. Osadziłem akcję moich kryminałów w Zagłębiu, niektóre sceny rozgrywają się także w innych miastach regionu, więc to na pewno ciekawe doświadczenie, móc przenieść się tam wraz z ekipą filmową. To też szansa na ich promocję – podkreśla Przemysła Żarski, który ma już na swoim koncie literackie nagrody.

Autor: Zbigniew Anioł

Artykuł ukazał się w magazynie „W Metropolii” – nr 14, grudzień 2022

Pozostali bohaterowie cyklu „Metropolia to ludzie”:




Floating. Wystarczy się położyć i można (od)płynąć

Cisza, ciemność, samotność… Wystarczy tylko się położyć w łódce i dać ponieść nurtowi podziemnej rzeki. Za nami pierwsze i co najważniejsze udane próby tzw. floatingu w Sztolni Czarnego Pstrąga w Tarnowskich Górach.

Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Tarnogórskiej, wspólnie z Górnośląsko-Zagłębiowską Metropolią, partnerem strategicznym jedynych w regionie obiektów z listy UNESCO, zaprosiło do Tarnowskich Gór dziennikarzy i influencerów z całej Polski na „Dzień z innowacjami ułatwiającymi życie”. Była to okazja, żeby spróbować czegoś nowego i przetestować w sztolni floating.

– Od 65 lat Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Tarnogórskiej udostępniana Sztolnię Czarnego Pstrąga turystom. Od niedawana w ofercie znajdują się nowości takie jak: podziemne morsowanie czy rafting. Teraz testowany jest floating. W czasie relaksacyjnego przepływu można zapomnieć o problemach, skupić się jedynie na obcowaniu sam na sam z obiektem UNESCO – mówi Grzegorz Rudnicki ze Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Tarnogórskiej.

Rejs rozpoczyna się w szybie Sylwester (w kierunku szybu Ewa płynie woda, około 250 litrów na sekundę). W łodzi położona zostaje długa deska, a na niej miękka karimata. Można się położyć lub wygodnie usiąść. Cały przepływ na odcinku 600 metrów trwa około 40-50 minut.

– Jedna rzecz, którą trzeba, to zaufać, bo pierwszym naturalnym odruchem jest, by pomagać tej łódce: odpychać ją, dotykać ścian, a to powoduje faktycznie, że łódka płynie wolniej — mówi przewodnik Sławek Ziemianek, przypominając, że sztolnią stale płynie — w zależności od warunków — 17-25 m sześc. wody na minutę, co napędza łodzie płynące z nurtem sztolni.

Łódź płynie sama i tylko czasami odbija się od ociosów (najczęściej są to tzw. bramy, czyli miejsca lekkich zwężeń na trasie) i nie da się zatopić, a jej przewrócenie jest bardzo trudne. Podziemny korytarz ma głębokość nieco ponad metr. Rejs odbywa się w prawie całkowitej ciemności, ale w razie konieczności można skorzystać z elektrycznej lampki karbidowej. Dla bezpieczeństwa każdy uczestnik może połączyć się z dostępnym pod ziemią internetem, a przy szybach czuwa obsługa sztolni ubrana w pianki nurkowe, która na desce jest w stanie szybko dotrzeć do każdego miejsca.

Pomysł narodził się w czasie pandemii, kiedy to jeden z członków SMZT, pracujący wtedy w sanepidzie, w samotnym i spokojnym rejsie pod ziemią znalazł sposób na odstresowanie.

Sztolnia Czarnego Pstrąga to jedyna w Polsce wciąż działająca sztolnia odwadniającą i jeden z najdłuższych w Europie podziemnych przepływów łodziami. Pod ziemią można dowiedzieć się, w jaki sposób górnicy pokonali siły natury oraz poznać niezwykłą historię i wykute w skale tajemnicze legendy. Przy odrobinie szczęścia jest szansa natknąć się na pływające pstrągi lub przygotowujące się do zimy nietoperze. Obiekt położony jest na terenie urokliwego Parku Repeckiego. Kilkadziesiąt metrów pod ziemią turyści wsiadają do łodzi i w tajemniczej scenerii, przy świetle lamp karbidowych, przepływają odcinek 600 m (ruch odbywa się wahadłowo). W nowoczesnym budynku obsługi ruchu turystycznego przy szybie Sylwester można oglądać wystawę ponad 50 lamp górniczych z XX wieku.

Turysta może przepłynąć podziemny korytarz tradycyjną łodzią. Ekskluzywną ofertą jest tzw. rafting, czyli samodzielny rejs ultralekkim kajakiem/pontonem. Od kilku, lat 10 pięter pod ziemią można także morsować i to niezależnie od pory roku. Floating to kolejna propozycja w obiekcie UNESCO, która zostanie włączona do ofert w ciągu kilku najbliższych tygodni.

Szczegóły oferty dla turystów: Zabytkowa Kopalnia Srebra

 Weronika Herzog

Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Tarnogórskiej

Materiał ukazał się w grudniowym (14 numerze) magazynu „W Metropolii”.

To wszystko i wiele więcej  możesz pobrać stąd: KLIKNIJ




Metropolia to ludzie: Jarosław Juszkiewicz – „Kieruj się na południe!”

Dziś trudno wyobrazić sobie podróżowanie bez nawigacji. W najpopularniejszej z nich – Google Maps – polskim głosem jest katowiczanin Jarosław Juszkiewicz.

Kiedy nie wiemy, jak dojechać w konkretne miejsce, najczęściej bierzemy telefon, włączamy nawigację, wpisujemy adres, potwierdzamy rozpoczęcie i po chwili słyszymy „kieruj się na południe”. W ten sposób aplikacja Google Maps, daje nam pierwszą wskazówkę głosem Jarosława Juszkiewicza, katowiczanina, który na co dzień jest dziennikarzem radiowym i rzecznikiem prasowym Planetarium Śląskiego, a w dotarciu do celu za pośrednictwem map pomaga nam już od 13 lat.

— Kiedy nagrywałem komunikaty dla Google Maps traktowałem to jako kolejną pracę i naprawdę nie spodziewałem się, że będzie to miało tak duży wpływ na moje życie. Samo nagrywanie nie było skomplikowane, natomiast było o tyle wymagające, że nie było ze mną wtedy reżysera. Zatem metodą prób i błędów starałem się tak czytać te wszystkie komunikaty, aby składały się w zdania – mówi Jarosław Juszkiewicz, który udziela głosu również innym aplikacjom związanym z nawigacją.

W 2020 roku amerykańska firma postanowiła zastąpić głos lektora syntezatorem mowy. To zdecydowanie nie spodobało się polskim użytkownikom, którzy zaczęli masowo negatywnie oceniać działanie aplikacji. Google równie szybko wycofał się z tej zmiany i cały czas w podróży towarzyszy nam głos Jarosława Juszkiewicza.

— Do dzisiaj staram się zrozumieć fenomen tej reakcji ludzi – zastanawia się katowiczanin i jak przyznaje on sam używa aplikacji Google Maps z wyłączonym głosem. — Wolę jeździć w ten sposób, żeby nie dochodziło do dziwnych sytuacji. Chociaż czasami nie mam wyjścia, kiedy np. jadę hulajnogą, wtedy muszę używać aplikacji z włączonym głosem i wiele razy wyprowadziłem się w pole – uśmiecha się „polski głos Google Maps”.

Jak się okazuje komunikaty w nawigacji nie tylko pomagają w dotarciu do celu, ale mają także inne właściwości. — Ostatnio jedna z koleżanek z pracy, z radia, opowiadała mi, że spieszyła się na spotkanie, wiedząc, że czeka na nią sala pełna ludzi, powiedziała mi „Jarek, dziękuję Ci, moja mama prowadziła samochód, ja się spieszyłam, a Ty swoim spokojnym głosem mówiłeś, żeby dalej jechać prosto. Wyobraziłam sobie, że starasz się mnie uspokoić” – opowiada Jarosław Juszkiewicz i dodaje, że czasem, podróżując taksówką, kiedy kierowca używa Google Maps, lubi wypowiedzieć jeden z komunikatów na żywo i wtedy zdziwienie kierującego bywa naprawdę spore.

Autor: Zbigniew Anioł

Artykuł ukazał się w magazynie „W Metropolii” nr 13 / listopad 2022




Magazyn „W Metropolii” pod znakiem energii

Jesteśmy w procesie transformacji energetycznej. Odchodzimy od paliw kopalnych ze względów ekologicznych i ekonomicznych. Rozwiązaniem mogą być odnawialne źródła energii- promieniowania słonecznego, wiatru, geotermiczna oraz biomasa. Coraz większą przyszłość w energetyce ma wodór jako magazyn energii. Eksperci na łamach magazynu „W Metropolii” mówią  zgodnym głosem, że podstawą tworzącego się miksu energetycznego powinien być atom.

Profesor Szymon Malinowski, fizyk z Uniwersytetu Warszawskiego mówi o potrzebie rozwijania energetyki jądrowej.

– Słońce, wiatr i woda to znakomite źródła energii, ale nie zaspokoją naszego zapotrzebowania. Żeby tak mogło się stać, musielibyśmy magazynować energię wytworzoną w czasie, gdy jej większej produkcji sprzyjała pogoda. Tylko magazynowanie nigdy nie odbędzie się bez strat (w przypadku wodoru znacznych) i dodatkowych systemów, też wpływających na środowisko i niosących dodatkowe koszty – tłumaczy prof. Szymon Malinowski.

Tymczasem energetyka jądrowa to efektywny i przyjazny dla środowiska sposób wytwarzania prądu i ciepła.

– Nie mamy w tej chwili innej technologii dyspozycyjnego – zależnego od nas – wytwarzania energii, która nie wymagałaby spalania paliw kopalnych i byłaby równie efektywna – to znaczy na jednostkę wyprodukowanej energii najmniej szkodziła środowisku – przekonuje prof. Szymon Majewski.

Poza tym w Magazynie znajdziecie wywiad z dr. Tomaszem Rożkiem na temat odchodzenia od węgla oraz atomowej i wodorowej alternatywie. Adam Błażowski podsumował wyniki niedawnej konferencji „Atom dla samorządów”, organizowanej przez Metropolię. Ministerstwo Klimatu i Środowiska oraz Szkoła Główna Handlowa wypracowały tzw. Model SaHo, który zakłada, że praktycznie każdy samorząd może stać się współwłaścicielem wybudowanej elektrowni jądrowej. Na świecie to nic nowego. Sprawdzone rozwiązania od dziesięcioleci mają Finlandia, Niemcy, Holandia i USA.

Dla rozluźnienia po trudnych tematach „atomowych” można przeczytać o programie i atrakcjach 6. Śląskiego Festiwalu Nauki, który odbędzie się 4 i 5 grudnia w MCK w Katowicach. Dowiecie się, jak znani youtuberzy i podróżnicy promowali Metropolię w mediach społecznościowych. Radosław Kotarski, Krzysztof „Jankes” Jankowski, Jola Szymańska, Karol Werner, Filip Nowobilski i Tomasz Rożek przemierzali Metropolię, by o tym opowiedzieć swoim fanom.

Czytaj Magazyn „W Metropolii” nr 13 / listopad 2022 – KLIKNIJ

 




Metropolia to ludzie: Damian Dąbrowski – Pan od pogody

Jaka jutro pogoda? Najpewniejsza u Pana Damiana! Prognozy pogody Damiana Dąbrowskiego mają niemal stuprocentową trafność. To na ich podstawie tysiące mieszkańców GZM (i nie tylko GZM!) planuje swoje dni.

Czy jutro będzie padać deszcz? Czy rano będzie trzeba skrobać szyby w samochodzie? W jaki dzień najlepiej jechać w góry? Jeżeli ktoś szuka odpowiedzi na takie pytania, najlepiej sprawdzić prognozy pogody u Damiana Dąbrowskiego, na co dzień nauczyciela geografii.

Świętochłowiczanin przygotowuje je na stronie internetowej www.pogodadlaslaska.pl oraz na Facebooku – Prognoza Pogody – Damian Dąbrowski.

Ufają mu setki tysięcy osób, bo prognozy sprawdzają się niemal w stu procentach. Jednak ich przygotowanie to nie jest wcale taki łatwy proces. Opracowanie najbardziej popularnej prognozy trzydniowej zajmuje nawet kilka godzin.

— Zazwyczaj swoją prognozę zaczynam od dogłębnej analizy map synoptycznych całej Europy, które przedstawiają m.in. rozmieszczenie głównych układów barycznych oraz frontów atmosferycznych, rozdzielających różne masy powietrza – wyjaśnia Damian Dąbrowski.

— Po analizie niżów i wyżów przychodzi czas na obserwację zdjęć satelitarnych Polski i Europy, na których można zaobserwować ruch chmur, ich tworzenie się, tudzież zanikanie. Należy przeanalizować także mapy radarowe opadów oraz burz. Istotnym elementem udanej prognozy jest również analiza modeli numerycznych, przy czym nigdy nie można wzorować się na jednym czy dwóch, gdyż różne modele mają swoje mankamenty, o których synoptyk powinien wiedzieć – dodaje.

Ostatnim ważnym elementem jest doświadczenie, którego Panu Damianowi nie brakuje, bo pogodą interesuje się od dzieciństwa. Oprócz tego sporo czasu poświęca na kontakt z czytelnikami. Codziennie otrzymuje od nich nawet setki pytań. Jak sam przyznaje chciałby odpowiadać na wszystkie, ale to niemożliwe.

— Mam też wiele innych zajęć i obowiązków, takich jak rodzina, praca zawodowa, dom, ogródek działkowy i w końcu pies myśliwski, któremu też trzeba poświęcić sporo czasu. Szkoda, że doba jest taka krótka – tłumaczy Damian Dąbrowski.

Prognozowanie pogody stało się już stałym elementem jego życia, i to nie tylko w Internecie. Ludzie pytają go o pogodę także w galeriach handlowych, stacjach benzynowych, parkach, a nawet na górskich szczytach, czy nadmorskich plażach.

— Czasem zdarzają się też „pretensje”, ale w formie żartu. Dla przykładu – 1 kwietnia tego roku, idąc do marketu budowlanego, musiałem się po drodze kilka razy tłumaczyć z opadów śniegu, które zresztą sam zapowiedziałem. W samym sklepie też dowiedziałem się, że to przeze mnie zamiast wiosny mamy zimę – mówi z uśmiechem Damian Dąbrowski, który dla swoich fanów ma znakomitą wiadomość, bo zamierza dalej przygotowywać prognozy pogody.

— Mam nadzieję, że jeszcze przez wiele lat mieszkańcy woj. śląskiego, w tym Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii, w której mam najwięcej czytelników, będą mogli korzystać z moich prognoz – zapowiada.

Autor: Zbigniew Anioł

Artykuł ukazał się w magazynie „W Metropolii” nr 11 / 2022 – dostępny TUTAJ.

Metropolia to ludzie – Łukasz Bok: Od jego informacji ponad milion osób zaczyna i kończy dzień




Nauczyciele potrzebują wsparcia, a ukraińscy uczniowie- czasu

  • W obliczu wojny w Ukrainie, system edukacji staje przed nowymi wyzwaniami. Ukraińskie dzieci powinny móc znowu czuć się bezpiecznie
  • O tym, jak się dostosować mówi dr Megan Hopkins z Unversity of California San Diego.

Przedmiotem Pani badań jest przekształcanie systemów edukacji pod kątem wielokulturowości. Na czym polega ta działalność?

[Dr Megan Hopkins] Współpracuję z liderami na wszystkich poziomach amerykańskiego systemu edukacji – krajowym, stanowym i lokalnym, aby zrozumieć, w jaki sposób czynniki społeczno-po[1]lityczne umożliwiają lub ograniczają dostęp do edukacji oraz wpływają na równy dostęp do niej dla uczniów wielojęzycznych. Wspólnie tworzymy politykę i praktyki, które podnoszą rangę wielojęzycznych uczniów w procesie transformacji systemu.

Mamy obecnie do czynienia z ogromnym kryzysem humanitarnym w związku z wojną w Ukrainie. Czy w swoich badaniach analizowała Pani przypadki o podobnej skali?

[MH] Tak, współpracowałam z liderami na poziomie stanowym i lokalnym, którzy pracują nad integracją tysięcy imigrantów i uchodźców z całego świata. Mieszkam na granicy USA i Meksyku, gdzie szkoły obsługują tysiące dzieci i młodzieży pochodzenia meksykańskiego. Część z nich codziennie przekracza granicę, by uczęszczać do szkoły. Pracowałam także z systemami szkolnictwa w innych częściach Stanów Zjednoczonych, gdzie przyjmowano uchodźców z Afganistanu, Ameryki Środkowej i Azji Południowo-Wschodniej. Wszystkie te przypadki jasno pokazują, że potrzebne jest podejście systemowe .

Przed jakimi wyzwaniami staje nasz system edukacji?

[MH] Ukraińscy uczniowie i ich rodziny będą prawdopodobnie potrzebować czasu, przestrzeni oraz wsparcia, by poradzić sobie z traumatycznymi przeżyciami, co wpłynie na ich zdolność do zaangażowania się w polski system edukacji. Nauczyciele będą potrzebowali wsparcia w zakresie nauczania uczniów, którzy nie mówią po polsku. Liderzy oświaty staną przed wieloma trudnymi decyzjami, dotyczącymi zasobów finansowych i ludzkich, a także tego, jak szybko przeprojektować środowisko nauczania, by zintegrować ukraińskie dzieci i młodzież.

W jaki sposób go dostosować? Poprzez włączenie uchodźców w nasz system nauczania? Czy może powinni mieć własną ścieżkę edukacji, bliższą ich rodzimej?

[MH] Osobiście uważam, że nie powinno być „albo-albo”. Uczniowie powinni mieć możliwość poczucia bezpieczeństwa i zaadaptowania się w nowej szkole, a ich język i kultura powinny być doceniane w szkole. Czy nie byłoby pięknie, gdyby polscy i ukraińscy uczniowie oraz nauczy[1]ciele wspólnie określili swoje cele w zakresie edukacji, aby zachęcać do wielojęzyczności i wielokulturowości? Bardzo się cieszę, że wspólnie z naukowcami z Akademii WSB mam szansę bliżej przyjrzeć się tym problemom w Polsce. Bardzo liczę na to, że nasze wspólne badania pozwolą wypracować ciekawe rozwiązania dotyczące edukacji dwujęzycznej i dwukulturowej, które będą możliwe również do wykorzystania w Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii. Przyjęcie przez Polaków Ukraińców, którzy – dzięki waszemu wsparciu – mogą tutaj zapomnieć o wojnie i spróbować zaadaptować się do nowych warunków jest dużym wyzwaniem także na polu edukacji. Cieszę się, że dzięki wsparciu z Funduszu Metropolitalnego mam możliwość wzięcia udziału w badaniach, które wychodzą naprzeciw właśnie takim wyzwaniom.

Jakie korzyści niesie dla społeczeństwa wielokulturowość?

[MH] Większe zrozumienie międzykulturowe, współczucie i empatia, które mogą przyczynić się do powstania bardziej sprawiedliwego społeczeństwa.

Rozmawiał: Michał Nowak

Wywiad ukazał się w majowym numerze magazynu „W Metropolii” (kliknij tutaj)




Metropolia to ludzie – Łukasz Bok: Od jego informacji ponad milion osób zaczyna i kończy dzień

Trzęsienia ziemi, wypadki, zamieszki w najodleglejszych zakątkach świata. To wszystko relacjonuje jeden z najlepiej poinformowanych ludzi w Polsce – Łukasz Bok, katowiczanin i autor strony KIKŚ – Konflikty i katastrofy światowe.

Łukasz Bok stronę KiKŚ – Konflikty i katastrofy światowe założył na Facebooku w 2013 roku. Jak przyznaje był wtedy nastolatkiem, który nie do końca wiedział, co chce w życiu robić. Założenie strony i informowanie o tym, co ważne traktował jako jedno z wielu zainteresowań. Dzisiaj to jego praca, ale nie ukrywa, że wciąż jest w niej więcej hobby, niż typowego wypełniania kolejnych zadań.

Obecnie jego informacje śledzi już ponad milion osób, również w aplikacji mobilnej. Jednym z przełomowych momentów w historii strony był wybuch pandemii koronawirusa.

– W 2020 roku włożyłem mnóstwo pracy w informowanie o pandemii, zwłaszcza w jej pierwszych miesiącach, kiedy niemal cały świat został „zamknięty”. To niewątpliwie był moment, kiedy liczba moich obserwujących wzrosła o kilkaset tysięcy. Przed pandemią było to około pół miliona czytelników – mówi Łukasz Bok, który najważniejsze wydarzenia przedstawia w krótkich, treściwych formach. I co najważniejsze: podaje sprawdzone informacje, dzięki temu cieszy się ogromnym zaufaniem wśród internautów

– Myślę, że przez blisko 9 lat działalności wpadek było u mnie niewiele, stąd dość spore zaufanie czytelników. Nie da się być nieomylnym, ale można minimalizować ryzyko pomyłek. Nauczyłem się z opóźnieniem podawać informacje, co do których istnieją wątpliwości – przyznaje katowiczanin. – Rosyjska inwazja na Ukrainę pokazała, jak jest to ważne. W dobie mediów społecznościowych skala fake newsów w tym temacie jest ogromna. Staram się opierać na co najmniej dwóch źródłach. Wyjątkowo nieskromnie powiem, że wydaje mi się, że opracowałem swój dobry system, który pozwala mi zmniejszać ryzyko rozpowszechniania fałszywych informacji – dodaje.

Weryfikacja i zdobywanie informacji to ciężka praca, która nie zamyka się w żadnych ramach czasowych. Cały czas trzeba być w gotowości do działania, niezależnie od okoliczności.

– Nieważne czy to urlop, święta czy impreza. Zawsze staram się przeglądać sieć. To moje małe uzależnienie. Przegapienie jakiejś znaczącej dla świata informacji byłoby dla mnie zawodową porażką – tłumaczy Łukasz Bok.

Intensywność informacji, jakie podaje katowiczanin, zarówno na stronie KiKŚ – Konflikty i katastrofy światowe, jak i w swoich mediach społecznościowych, jest ogromna, dlatego internauci zadają sobie pytanie, czy Łukasz Bok w ogóle śpi.

– Łukasz Bok bardzo lubi spać (śmiech). Niewątpliwie minusem mojej działalności jest to, że postanowiłem działać sam. W związku z tym bywają momenty, że poszczególnymi tematami trzeba się zająć nie przez kilka, a kilkadziesiąt godzin, bo zmiennika nie ma, ale wbrew pozorom to rzadkie sytuacje. Bardzo często się wysypiam (śmiech) – zapewnia jeden z najlepiej poinformowanych ludzi w Polsce.

Autor: Zbigniew Anioł – Artykuł ukazał się w magazynie „W Metropolii” nr 20 / maj 2022 – LINK




Kwiaty w miastach, miasta kwiatów

Żadna to tajemnica: wiosna to ulubiona pora roku dla wielu z nas. Nie tylko przez rosnącą temperaturę, budzącą się do życia przyrodę, ale także z powodu pojawiających się wokół nas kwiatów. Na drzewach, na łąkach, miejskich klombach, w końcu na naszych balkonach.

Zarówno śpiew ptaków, jak i pielęgnacja roślin i kwiatów są uznawane najczęściej za pozytywne aspekty naszej rzeczywistości – tak wynika z prowadzonych przez psychologów badań. Nawet dla „zawodowych malkontentów”. Według wielomiesięcznych badań naukowców z Uniwersytetu Rutgersa w New Jersey okazało się, że dzięki kwiatom jesteśmy spokojniejsi, odczuwamy radość, szczęście i chęć kontaktów z drugim człowiekiem.

Miasta inwestują od lat w ubogacenie przestrzeni nie tylko roślinami zielonymi, ale i klombami, szpalerami, rzędami kwiatowymi. To bez wątpienia wzbudza pozytywne odczucia większości mieszkańców. Widok świeżych, kwitnących roślin w drodze z pracy do domu, na uczelnię, z zakupów, wywołuje – niezależnie od naszej woli – uśmiech i uczucie rozluźnienia. Dzięki temu kwiaty, jak nic innego, pozwalają budować relacje międzyludzkie i społeczne. Z jakiegoś powodu w kwietniu tłumy Polaków ruszają za krokusami – nie tylko do Doliny Chochołowskiej w Tatrach, ale również do Parku Śląskiego czy w okolice Muzeum Śląskiego, a w marcu Czesi wędrują masowo po migdałowych sadach. Sam nie mogę doczekać się, jak mała alejka na bytomskich Szombierkach wręcz „wybucha” feerią różów, fioletów i bieli, w drugiej połowie kwietnia, za sprawą kwitnących śliw.

Wiele miast i regionów kwiatami się promuje i stawia je jako element swojego ID, wizerunku, Big Idea w promocji turystycznej. Singapur lubi używać określenia miasta-tropikalnego ogrodu, a ogród botaniczny wprowadził wręcz na swój port lotniczy. Holandia od lat zaprasza na swoje tulipanowe połacie w Keukenhof, przy okazji budując content marketing w oparciu o edukację florystyczną. Z kolei miasta i miasteczka w Andaluzji i Toskanii organizują festiwale związane z motywami kwiatowymi. „Miastami Kwiatów” nazywają się Florencja (Włochy), Chiang Mai (Tajlandia) czy Cieszyn, zachęcający do spacerów Szlakiem Kwitnących Magnolii.

Godnym wyróżnienia projektem jest BUGA, cykl kwiatowo-przyrodniczych targów na wzór EXPO, które peregrynują co jakiś czas po metropoliach Niemiec. Ostatnie miałem okazję oglądać w Erfurcie w Turyngii – w imprezie uczestniczyły tłumy.

Miasto i kwiaty to historia nie tyle zaskakująca, co naturalna, a dziś konieczna. To najlepszy możliwy pomost na budowanie świadomości ekologicznej i zrównoważonego rozwoju na wyciągnięcie ręki. Bo po prostu kwiaty lubią wszyscy. Stąd między innymi inicjatywa Metropolitalnych Łąk Kwietnych, w ramach której Metropolia GZM zachęca do samodzielnego tworzenia łąkowych enklaw w wielu przestrzeniach miejskich. Kwiaty wśród bylin, to jedne z najbardziej odpornych roślin – są w stanie polubić się szybko z osiedlowym podwórkiem, trawnikiem przy śmietniku czy skarpą obok parkingu.

W tym pięknym, wiosennym okresie, gdy dzień jest dłuższy, a ochota na przebywanie na świeżym powietrzu większa, warto pomyśleć o spędzeniu wolnego czasu wśród kwiatów w… Metropolii GZM. Na gości czeka więc (oprócz miejsca oczywistego wyboru, jakim jest Park Śląski): Śląski Ogród Botaniczny w Mikołowie, Ogród Botaniczny na Księżej Górze w Radzionkowie, Miejski Ogród Botaniczny w Zabrzu, zachwycający Park Kachla w Bytomiu czy przypałacowe ogrody i parki w Świerklańcu, Pławniowicach i Będzinie. Wszystkie miejsca osiągalne są z wykorzystaniem komunikacji miejskiej ZTM. Po tak spędzonych kwietniowych czy majowych weekendach, staniemy się z pewnością lepszymi ludźmi. Przynajmniej tak obiecali nam naukowcy z New Jersey.

Marcin Nowak

Materiał ukazał się w majowym numerze magazynu „W Metropolii” (kliknij tutaj)




A city accessible to everyone. The 15-minute city

  • The idea of 15-minute cities, where we can meet our basic needs in our immediate vicinity – is becoming increasingly popular around the world.
  • … but won’t it lead to us closing ourselves off in small communities? Is this possible in metropolitan areas that are much larger?
  • We ask Gil Penalosa, a world-class expert on designing people-friendly cities.

Is the idea of the 15-minute city a return to the past?

Instead of talking about a „15-minute city”, I prefer to rather talk about a „15-minute community”. It is impossible to have a city in such a small range. The city, and its offerings, are much broader. A city is universities, museums, large parks, cultural centres, etc. It is not possible to have this in every 15-minute area, which, after all, is rather small. Instead, within this distance, one can have access to all basic services, such as grocery stores, public transportation, schools. In this sense – the concept of a „15-minute community”, is a step into the future, a step towards a more sustainable development. It is not a return to the past. Most of the cities we’ve created in the last 80 years are simply bad and unsustainable – both environmentally and financially. We need to create radically different cities.

But is the goal to make our community self-sustaining?

It is not possible, because it will never be so. We can see this in the example of access to food, among others – but it also applies to other types of needs that the city provides us with. In this context, we not only have access to it in other parts of the city, but also, more broadly, through international cooperation with other countries. The concept of the 15-minute community assumes that we can walk to every service that is basic and necessary for us. However, other of our needs – but equally important to us – will be more distant from our homes, such as our place of work or cultural and entertainment centres, where we spend our free time.

But doesn’t such an approach isolate us in some sense? Since I will now be able to keep my slippers on while doing the groceries and child’s school run.

Therefore, we must be very careful when implementing this concept. So that we don’t end up with 15-minute enclaves in our cities, which will divide people into, for example, those living in more affluent neighbourhoods and those living in poorer ones. The city is supposed to connect in every way – socially, financially, etc. That’s why we need „15-minute communities” within the „one–hour city.”

Well, exactly. How can we relate this idea to metropolitan areas? They are, by definition, big cities, where a trip may take us more than a quarter of an hour, but we have access to much more beyond the 15-minute range.

That’s why I’m advocating for a 15-minute community in a 60-minute city. Within a 15-minute walk, we should have access to a school, a store, a neighbourhood park. But within a 60-minute commute, we should have access to more interesting jobs, the opportunity to go to the opera, to spend time in a big park, to teach at a great university. In other words: in a 60-minute city, taking public transit for an hour should give us access to all these amenities that are not available in a 15-minute community.

 

So how will this affect our mobility?

It is best for the sustainability of our city to maintain the ability to meet basic needs – on foot. This does not preclude further travel, that is. But what is important in this is that within that short walking distance we have access to public transportation to get to more distant places.

So the question arises: should the idea of the city, the 15-minute community, be treated as a lifestyle or something more?

It is more than a lifestyle. It is a way of planning space in our cities. This is how we lived until the advent of cars. But today, these 15-minute communities within the city must be connected and intertwined. This will increase the comfort of life and prevent the divisions in our society from deepening, as we mentioned earlier.

 

Are such 15-minute communities a happier city, in your opinion?

Yes. People can be happier if they waste less time commuting to work, for example, and can spend more time with family and friends and pursuing their interests.

The diagnosis carried out so far for our development strategy shows that these distances in our region, in the GZM Metropolis, are much greater. This is partly due to the specificity of our post-industrial cities. Is it possible to develop the idea of – as you emphasize: the 15-minute community – in places that have so far functioned according to other assumptions? What should we pay attention to?

Here it is extremely important that the development of this concept takes place within the existing space. The point is that on the one hand – of course in accordance with the law – the outward growth of new buildings should be stopped. But on the other hand – densified. But not necessarily with 40-storey buildings, but with lower ones – maybe 4 or 8 storeys. This will create a „critical mass” – our 15-minute community. The truth is that the vast majority of things we need: grocery stores, schools, art classes, small parks, churches, access to public transportation – should be within our immediate reach. It also relates to my idea of „8 80 Cities”: if everything we do and build in our cities – pedestrian crossings, sidewalks, parks, libraries, stores, restaurants, etc. – are designed so that eight– and eighty–year–olds can use them, it will be good for everyone – from babies to centenarians. This is not about creating great cities for healthy and wealthy 20- to 50-year-olds, but about creating healthier, more equitable and sustainable communities for everyone.

Interviewee: Kamila Rożnowska

Collaboration: Krystian Gryglaszewski

Gil Penalosa is passionate about cities for all people. He advises decision makers and communities worldwide on how to create vibrant cities and healthy communities for all, regardless of age, gender, ability and social, economic, or ethnic background. His focus is on the design and use of parks and streets as great public places, as well as the promotion of sustainable mobility: walking, riding bicycles, using public transit, and new use of cars.

Gil is the Founder and Chair of the successful Canadian non-profit organization 8 80 Cities, as well as first Ambassador of World Urban Parks, the international representative body for the city parks, open space and recreation sector. In addition, Gil leads a private international consulting firm – Gil Penalosa & Associates, providing services as an inspirational keynote speaker, instructor of Master Classes and advisor to decision makers. Recently he created Our Third Act, an advocacy group focused on helping older adults live healthier and happier.

Throughout his career, Gil has been a strong advocate for improving city parks, making his first mark in Bogotá, Colombia, where he led the design and construction of over 200 parks – including Simon Bolivar, a 113-hectare park in the heart of the city. His team also initiated the ‘new Ciclovía’ / Open Streets – a program that sees over a million people walk, run, skate and bike along 121 kilometers of Bogotá’s city roads every Sunday of the year, and today is internationally recognized and emulated.

Because of Gil’s unique blend of experience, pragmatism and passion, many cities and organizations worldwide seek his leadership and valuable advice. He has worked in over 350 different cities in all continents.

Gil holds an MBA from UCLA’s Anderson School of Management, where he was selected as one of the “100 Most Inspirational Alumni” in the school’s history. Gil received a Doctorate Honoris Causa from the Faculty of Urban Planning at the prominent Swedish university, SLU. He is a Certified Professional Speaker by the US-NSA. Two years ago, he was in Planetizen’s Top 50 Most Influential Urbanists, and last year received in Australia the World Urban Parks Annual Distinguished Individual Award.

A 15-minute city in GZM. You can check it on the interactive InfoGZM map

The Metropolis has launched an interactive map where everyone can check what they can do within a short walk from their home – how many schools, stores, pharmacies, clinics, bus or tram stops there are. The map is available on the Info GZM portal.

The concept of the 15-minute city is one of the assumptions analysed by the Metropolis in the development strategy being prepared. – The interactive map, which we have launched, allows us to understand and illustrate this trend even better – says Andrzej Kolat, director of the Department of Strategy and Spatial Planning.

The idea of the 15-minute city stands in opposition to the solutions used in the last century, when the so-called zoning was applied, i.e. a separate residential zone, industry and green areas. It is also a kind of return to the idea of a city „on a human scale”, where a large part of transport was carried out primarily on foot or by bicycle, and not, as today, by car.

The idea of the 15-minute city is gaining popularity globally. Its principles are already being employed by such large urban centres as Paris, Barcelona, Melbourne, Ottawa, New York or Copenhagen.

(MN)